Siedziałam w naszej wspólnej jadalni (tu jedli wszyscy z ośrodka, a nie mając co robić przychodzili i grali w gry lub rozmawiali). Nagle otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wbiegła Carole.
- Azyl ma kolkę i to chyba w dość wysokim stadium - powiedziała przerażona.
- O nie... - mruknęłam podnosząc się z miejsca i pędząc wraz z dziewczyną do stajni. Łoś wykonywał dziwne pozy próbując znaleźć wygodną pozę.
- Zadzwonisz po weterynarza ? - spytałam - Numer masz w książce z adresami pod literą S.
Dziewczyna wybiegła ze stajni, a ja chwyciłam uwiąz i kantar po czym weszłam do boksu konia.
- Spokojnie - szepnęłam - Będzie dobrze.
Założyłam Łosiowi kantar i zmusiłam do podniesienia się*.
- Chodź kochany, pospacerujemy sobie - powiedziałam wyprowadzając konia na zewnątrz. Azyl nie chciał iść więc musiałam zachęcać go do każdego kroku. Po kilku następnych minutach przybiegła Carole.
- I co ? - spytałam.
- Weterynarz już jedzie - powiedziała zdyszana.
- Mam nadzieję, że nic mu nie będzie - westchnęłam gładząc konia po spoconej szyi.
( Carole ? )
* Niektórzy uważają, że koniowi pod czas kolki można pozwolić się tarzać, lecz zawsze istnieje prawdopodobieństwo zapętlenia się jelit. Ja twierdzę, że nie należy ryzykować = )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz