Tornado niecierpliwie czekał, by ujrzeć miejsce do którego tak się śpieszyliśmy, jednak przestraszony niezbyt dużą przestrzenią w przyczepie, wierzgał i kopał w metalowe ściany. Marcellus z kolei grzecznie czekał, nie jestem pewien czy nawet nie śpi. Poczułem na ręce mokre i zimne coś, co okazało się językiem Katy.
- Hej, mała prowadzę - Mruknąłem i pocałowałem suczkę w nos. Jakby zrozumiała ten gest, zajęła się czymś innym, a po chwili przeskoczyła do tyłu. Szybko dotarliśmy do Stajni Infinity, gdzie "właścicielka" zgodziła się bym trzymał moich dwóch ogierów. Ma szesnaście lat, więc nie wiem jak do niej mówić. Zaparkowałem przed budynkiem i wyszedłem z kimś pogadać. Nie przewidziałem jednak faktu, że Katy wyskoczy z samochodu, więc złapałem ją i zawiązałem na smyczy. Na przeciw mi, wyszła nastolatka, która chyba prowadziła tą stajnię wraz z dziadkiem i kimś tam jeszcze.
- Hmm... Dzień dobry - Powiedziałem do niej.
- Ty jesteś John?
- Tak. To jest moja suczka, Katy, w przyczepach są konie, dwa ogiery, Marcellus i Tornado
< Amber? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz