czwartek, 28 listopada 2013

Od John'a Cd Amber

Oparłem się o płot, obserwując pracę konia z dziewczyną. Gdy skończyła, spostrzegła mnie.
- Nieźle - Powiedziałem - Ale masz jeszcze przed sobą dużo nauki.
Zanim jednak odpowiedziała, usłyszeliśmy stukot kopyt i uderzenia o drewniany płot. Odwróciłem w tamtą stronę głowę i zobaczyłem Tornado, który dziko galopował w lonżowniku, a po chwili na jego nogach pojawiły się strużki krwi.
- Co on robi? - Przestraszyła się Amber.
- To co ludzie w depresji. Samookalecza się - Smutno odparłem, a koń zaczął rżeć, oczywiście mowa o Tornado. Na bokach miał krwawiące ślady po ugryzieniach, choć nie był dopuszczany do innych koni. Chciała tam pobiec, acz ją zatrzymałem.
- Zostaw go. Zaraz się uspokoi - Odparłem, nie chcąc by tam poszła. Jeszcze Tornado by ją zranił, albo nawet zabił.
- Ale!
- Daj mu spokój - Powiedziałem. Koń tak jak mówiłem, po chwili zwolnił, zaczął chwilę kiwać agresywnie głową, kopać, gryźć, a gdy się zmęczył zatrzymał się.
- Widzisz? - Uspokoiłem Amber, miękkim głosem, po czym ruszyłem do konia, ale nie wszedłem do lonżownika. Amber dalej zajmowała się swym koniem, a ja tak stałem. Wieczorem, gdy już było ciemno, zacząłem z nim spacerować po lesie.

Rano
Gdy tylko obudziłem się, od razu pognałem do konia, chcąc dziś go wziąć na lonżę. Na szczęście udało mi się to, choć po kilku próbach. Po dosyć długim uspokajaniu go i powstrzymywaniu przed szaleńczym cwałem, spokojnie kłusował.
- Dobry konik - Mówiłem różne pochwały, bardzo łagodnym i czułym głosem. Budowałem tak zaufanie, a raczej je umacniałem. Szczerze? Do nikogo nigdy nie mówiłem tak troskliwie, jak do koni. Tornado był dziś wyjątkowo posłuszny. W każdym jego kroku była gracja, typowa dla araba, miał wysoko podniesioną głowę i ogon. Kątem oka zauważyłem że Amber podchodzi do barierki i obserwuje nas.

< Amber? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz