sobota, 30 listopada 2013

Od Amber Cd Carole

Siedziałam w naszej wspólnej jadalni (tu jedli wszyscy z ośrodka, a nie mając co robić przychodzili i grali w gry lub rozmawiali). Nagle otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wbiegła Carole.
- Azyl ma kolkę i to chyba w dość wysokim stadium - powiedziała przerażona.
- O nie... - mruknęłam podnosząc się z miejsca i pędząc wraz z dziewczyną do stajni. Łoś wykonywał dziwne pozy próbując znaleźć wygodną pozę.
- Zadzwonisz po weterynarza ? - spytałam - Numer masz w książce z adresami pod literą S.
Dziewczyna wybiegła ze stajni, a ja chwyciłam uwiąz i kantar po czym weszłam do boksu konia.
- Spokojnie - szepnęłam - Będzie dobrze.
Założyłam Łosiowi kantar i zmusiłam do podniesienia się*.
- Chodź kochany, pospacerujemy sobie - powiedziałam wyprowadzając konia na zewnątrz. Azyl nie chciał iść więc musiałam zachęcać go do każdego kroku. Po kilku następnych minutach przybiegła Carole.
- I co ? - spytałam.
- Weterynarz już jedzie - powiedziała zdyszana.
- Mam nadzieję, że nic mu nie będzie - westchnęłam gładząc konia po spoconej szyi.
( Carole ? )
* Niektórzy uważają, że koniowi pod czas kolki można pozwolić się tarzać, lecz zawsze istnieje prawdopodobieństwo zapętlenia się jelit. Ja twierdzę, że nie należy ryzykować = )

Od Clary Cd John'a

-Chyba,na co czyhałam-uśmiechnęłam się do niego
-Jedno i to samo-odpowiedział,spojrzał gdzieś za mnie,zrobiłam to samo,moim oczom ukazał się przepiękny jeleń.
-Na takie cuda-szepnęłam,wyciągając z kołczanu strzałę,nałożyłam ją na cięciwę i powoli naciągnęłam łuk.Właśnie chciałam wystrzelić,ale poczułam na swoim barku,ciężar dłoni John’a.Opuściłam łuk,odwróciłam się i spoglądnęłam w jego niebieski oczy,zdawało się jakby mówiły:”nie popisuj się,nie ma po co”.Schowałam strzałę i znowu przerzuciłam sobie łuk przez ramię,głośno gwizdnęłam i usłyszałam,że jeleń zaczął uciekać.Czasami zapominam,że zwierzęta mają życie,tak samo jak o fakcie,że kiedyś chciałam zostać wegetarianką.
-Wiem co sobie teraz myślisz,że jestem mordercą…-przerwałam ciszę

<John?Totalny brak weny>

czwartek, 28 listopada 2013

Od John'a Cd Amber

Oparłem się o płot, obserwując pracę konia z dziewczyną. Gdy skończyła, spostrzegła mnie.
- Nieźle - Powiedziałem - Ale masz jeszcze przed sobą dużo nauki.
Zanim jednak odpowiedziała, usłyszeliśmy stukot kopyt i uderzenia o drewniany płot. Odwróciłem w tamtą stronę głowę i zobaczyłem Tornado, który dziko galopował w lonżowniku, a po chwili na jego nogach pojawiły się strużki krwi.
- Co on robi? - Przestraszyła się Amber.
- To co ludzie w depresji. Samookalecza się - Smutno odparłem, a koń zaczął rżeć, oczywiście mowa o Tornado. Na bokach miał krwawiące ślady po ugryzieniach, choć nie był dopuszczany do innych koni. Chciała tam pobiec, acz ją zatrzymałem.
- Zostaw go. Zaraz się uspokoi - Odparłem, nie chcąc by tam poszła. Jeszcze Tornado by ją zranił, albo nawet zabił.
- Ale!
- Daj mu spokój - Powiedziałem. Koń tak jak mówiłem, po chwili zwolnił, zaczął chwilę kiwać agresywnie głową, kopać, gryźć, a gdy się zmęczył zatrzymał się.
- Widzisz? - Uspokoiłem Amber, miękkim głosem, po czym ruszyłem do konia, ale nie wszedłem do lonżownika. Amber dalej zajmowała się swym koniem, a ja tak stałem. Wieczorem, gdy już było ciemno, zacząłem z nim spacerować po lesie.

Rano
Gdy tylko obudziłem się, od razu pognałem do konia, chcąc dziś go wziąć na lonżę. Na szczęście udało mi się to, choć po kilku próbach. Po dosyć długim uspokajaniu go i powstrzymywaniu przed szaleńczym cwałem, spokojnie kłusował.
- Dobry konik - Mówiłem różne pochwały, bardzo łagodnym i czułym głosem. Budowałem tak zaufanie, a raczej je umacniałem. Szczerze? Do nikogo nigdy nie mówiłem tak troskliwie, jak do koni. Tornado był dziś wyjątkowo posłuszny. W każdym jego kroku była gracja, typowa dla araba, miał wysoko podniesioną głowę i ogon. Kątem oka zauważyłem że Amber podchodzi do barierki i obserwuje nas.

< Amber? >

Od John'a Cd Clary

Uśmiechnąłem się tym swoim "firmowym" uśmieszkiem, którym raczę wszystkie piękne dziewczyny. Dokładnie przyjrzałem się jej.
- Clary - Powtórzyłem, jakby sprawdzając jak jej imię brzmi w moich ustach - Piękne imię. Ja jestem John, a mój towarzysz to Marcellus.
Nie odrywałem od niej wzroku, ale po chwili zgoniłem się za to, że flirtuję z nią, przecież jest sporo młodsza. Odwróciłem głowę, by spojrzeć na mego konia, który stał sobie spokojnie. W końcu ponownie obrzuciłem spojrzeniem dziewczynę - Cóż skoro już wiem że nie chcesz mnie zabić, może mi powiesz na co tak cierpliwie czyhasz? 

< Clary? Brak weny >

Od Carole Cd Amber

Stałam przy bramce obserwując dziewczynę.
- Jak masz na imię? Nie znam cię - powiedziała podjeżdżając stępem.
- Carole Grant - przedstawiłam się. - Jestem nowa w tej stadninie.
- Oprowadzić cię?
- Jak chcesz... - odparłam troszkę nie chętnie bo chciałam się najpierw przejechać na Amoretto. Słońce już świeciło i zapowiadał się piękny letni dzień. Konie pasły się na pastwiskach machając ogonami, a z jednej ze stajni wystawał łeb przed chwilą wprowadzonego tam Amoretto.
- Więc tylko rozsiodłam mojego konia i już idę - odparła i już miała zeskoczyć z wierzchowca ale zatrzymała się - i jakby co to nazywam się Amber - dodała i zsiadła. Ja uśmiechnęłam się lekko i poszłam prosto do mojego konia. Jasny izabelowaty koń podszedł do mnie od razu kiedy tylko otworzyłam drzwi boksu. Pogłaskałam go i pomyślałam o zawodach, na które niedługo miałam pojechać.
- Wieczorem poćwiczymy - powiedziałam do konia i wyszłam z boksu. Przed stajnią zauważyłam idącą z siodłem i całym innym sprzętem Amber. Podbiegłam do dziewczyny i razem ruszyłyśmy do siodlarni. Tam pomogłam jej odwiesić siodło, a ona umyła ogłowie.
- Więc gdzie cię najpierw zaprowadzić? - zapytała podnosząc się znad wiadra z wodą. - W ogóle się już rozpakowałaś?
- Nie. Nie wiem gdzie mam mieszkać - odparłam.
- To chodź - Amber zaprowadziła mnie do domu, w którym zostawiłam moje rzeczy. Pomogła mi je wnieść po schodach, a potem rozłożyłam je w pokoju. Następnie pokazała mi wszystkie stajnie i konie, budynki i wreszcie opowiedziała jakie są w okolicy najlepsze miejsca na przejażdżki.
    Na koniec usiadłyśmy na ławce przed jej domkiem pijąc sok jabłkowy.
- Startujesz w zawodach westernowych? - zapytałam przypominając sobie jak Amber jeździła wokół beczek.
- Tak, niedługo mam konkurs - odpowiedziała biorąc ostatni łyk soku - a ty startujesz w jakichś zawodach?
- Jadę na skoki w przyszłym tygodniu. Muszę trochę poćwiczyć z Amoretto.


    Był już wieczór i upalny dzień powoli się kończył. Lekki ciepły wiatr dmuchał przyjemnie kiedy jechałam stępem przez plac. Bardziej na środku stało kilka przeszkód. Patrzyłam na słońce, które powoli, powoli chyliło się ku zachodowi. Po paru minutach przyspieszyłam Amoretto do kłusa. Zrobiłam kilka zmian kierunku i innych prostych ćwiczeń, a potem najechałam z galopu na najniższą przeszkodę. Koń przeskoczył ją idealnie. Teraz nakierowałam go na inną, wyższą. Tak w końcu przejechaliśmy cały tor. Zwolniłam do stępa, a potem znowu zagalopowałam. Pędziliśmy na najwyższą przeszkodę. Koń odbił się od ziemi i jakby w zwolnionym tempie przefrunął nad nią po czym miękko wylądował po drugiej stronie. Poklepałam go i pojechałam dookoła galopem. Na koniec wyjechałam stępem na małą leśną ścieżkę. Słońce było teraz jeszcze niżej, a powietrze zaczęły napełniać natrętne komary.
Gryzły coraz bardziej, a Amoretto ciągle się drapał. W końcu postanowiłam wrócić.


Amber?

Od Amber

Obudziło mnie głośne pikanie mojego budzika. Sięgnęłam ręką nie otwierając oczu i wyłączyłam budzik. Jęknęłam i otworzyłam oczy. Była 6:30, a ja wczoraj poszłam dość późno spać. Odwróciłam się z rozmachem na drugi bok i spadłam z łóżka.
- Ałaaa !!! - wrzasnęłam po czym przypomniałam sobie, że wszyscy jeszcze śpią. Podniosłam się i zaczęłam ubierać. Po minucie pobiegłam galopem po schodach i zgarniając w biegu coś do jedzenia i wystrzeliłam z domu i pognałam w stronę stajni.
- Ready or not here I come - zaśpiewałam zwalniając i wchodząc do boksu Pegaza. Szybko wyczyściłam i osiodłałam konia i poszłam na wybieg treningowy żeby poćwiczyć przed konkursem Berrel Racing. Zaczęłam od rozgrzewki i ćwiczeń typu piruet, a potem ustawiłam sobie trzy beczki układające się w trójkąt i wystartowałam. Pegaz pędził robiąc tak ostre zakręty w około beczek, że mogła bym dotknąć ziemi gdybym chciała. Ja jednak jedną ręką trzymałam wodze i rożek, a drugą opierałam o bok. Przejechaliśmy w 30 sekund.
- Nieźle - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam Pegaza i zobaczyłam jakąś chyba nową dziewczynę.
( Carole ? )

Nowa członkini Carole


Imię i nazwisko: Carole Grant
Płeć: dziewczyna
Wiek: 14 lat
Urodziny: 20 marca
Charakter: cierpliwa, odważna, ryzykantka, stanowcza, pomysłowa, czasem zabawna, marzycielska
Wygląd: Jest nie wysoką i raczej szczupłą szatynką, a na twarzy ma małe piegi.
Hobby: jazda konna :* ,
Koń: Amoretto
Dyscyplina: skoki i rekreacja
Chłopak: brak
Rodzina: ma rodziców, którzy mieszkają
Historia: Carole wychowywała si z rodzicami w dużym mieście. Kiedy mała pięć lat przeprowadzili się na wieś i zapisali ją na lekcje jady konnej. Carole spodobały się konie do tego stopnia, że jej bogaty tata kipił jej konia, a ona zaczęła startować w zawodach. Puźniej Carole zaczęła pracować w pobliskiej Stajni Infifinity.
Przyjaciele: Amber
Zwierzak: Bonnie
Nick: matisa10



Imię: Amoretto
Płeć: wałach
Wiek: 5 lat
Rasa: sp (szlachetnej półkrwi)
Użytkowanie: skoki, rekreacja
Co lubi: śnieg, skoki, kiedy Carole się nim zajmuje
Czego nie lubi: siedzieć długo w boksie, kiedy jest zbyt dużo hałasów
Właściciel: Carole







Imię: Bonnie
Wiek: 4 lata
Płeć: suczka
Rodzaj: pies
Charakter: zabawna, szalona, mądra,  lubi się uczyć nowych rzeczy
Co lubi: się bawić, każdą pogodę, biegać
Czego nie lubi: zwierząt mniejszych od siebie
Właściciel: Carole



środa, 27 listopada 2013

Od Clary Cd John'a

-Może nie,ale chociaż czymś żywym-odpowiedziałam. Zeszłam z Sonei i poklepałam ją po szyi,spojrzałam na stojącego na przeciw mnie czarnowłosego mężczyznę,zobaczyłam,że wraz z koniem,zaczął się powoli zbliżać.Gdy był wystarczająco blisko podał mi strzałę,a ja włożyłam ją do kołczanu,który miałam przymocowany do siodła mojej klaczki. Przełożyłam,także przez ramię łuk,bo nie lubiłam bez potrzeby trzymać go w ręce.
-Dzięki,sorry za próbę postrzelenia,jestem Clary,a ty?-uśmiechnęłam się do niego.Poczułam,że coś mokrego dotknęło mojej dłoni,zwróciłam wzrok w jej stronę.Zobaczyłam Aidana,uśmiechnęłam się do psa i pogłaskałam go czule,a on ruszył w stronę konia nieznajomego.

<John?>

Od Amber Cd John'a

- Tak - odparłam zastanawiając się jednocześnie skąd wiedział, że chcę sprawdzić jak jeździ.
- Wracamy ? - spytał John.
- Dobry pomysł - uśmiechnęłam się - Tym bardziej, że muszę jeszcze potrenować na Pegazie do zawodów w przyszłym tygodniu. Jak chcesz to fajnie by było gdybyś przyjechał.
- Zobaczę - mrukną wymijająco i zawrócił swojego konia. Ja też zakręciłam, a właściwie zrobiłam pół piruetu i pojechałam za John'em. Po półgodzinie jazdy dotarliśmy z powrotem do ośrodka. Po wyczyszczeniu Pegaza wzięłam Thorę na lonżę by mogła rozprostować trochę nogę po kontuzji. Zaprowadziłam kuca na mały wybieg treningowy i po odpięciu lonży popędziłam klacz do spokojnego kłusa uważnie obserwując chorą niedawno nogę. Kucyk kulał jeszcze trochę lecz powoli można było zacząć wracać z nim do formy. Podczas wyprowadzania z boksu Thora była trochę zdenerwowana więc postanowiłam zastosować join-up by poprawić trochę nasze relacje. Popędziłam kuca do szybszego biegu i nie pozwalając zwolnić czekałam cierpliwie na sygnały. Po jakimś czasie pojawiła się pierwsza oznaka (czyli ucho w moją stronę), że kuc chce znaleźć się koło mnie, a nie biegać samotnie po wybiegu. Potem klacz spuściła głowę i zaczęła wykonywać szczęką takie ruchy jakby coś przeżuwała. Na ten sygnał odwróciłam się plecami do konia i czekałam, aż Tora sama zdecyduje się podejść do mnie. Po chwili usłyszałam głuchy odgłos kopyt kuca idącego po piasku, a potem poczułam jak Tora wypuszcza powietrze w moje włosy. Odwróciłam się i pogłaskałam konia. Wiele razy stosowałam już metodę porozumienia, ale za każdym razem wydawało mi się to tak samo niesamowite jak za pierwszym razem. Nagle zauważyłam, że przy płocie okalającym wybieg stoi John. Byłam tak pochłonięta ćwiczeniem, że w ogóle go nie zauważyłam.
( John ? )

Od John'a Cd Amber

Marcellus, jak to on, wyrywał się do dzikiego cwału, ale powstrzymywałem go przez chwilę. Dopiero gdy zobaczyłem że Amber i jej wierzchowiec powoli przyśpieszają, pozwoliłem Marcellus'owi popędzić w przód. Pegaz, gdyż chyba tak miał na imię koń Amber, również zaczął cwałować, doganiając z łatwością Marcellus'a. Uśmiechnąłem się na myśl, że jeśli dobrze pójdzie, niedługo dosiądę Tornada. Lubiłem szybką jazdę, w obu znaczeniach tego słowa. 
Wiem że Amber mnie sprawdzała jak jeżdżę, ale mi to nie przeszkadzało, przecież jeżdżę od dziecka. Gdy nasze konie się zmęczyły, zwolniliśmy do stępu. Poklepałem po szyi konia, po czym spojrzałem na Amber.
- I jak zdałem test? - Zaśmiałem się.

< Amber? >

wtorek, 26 listopada 2013

Od John'a Cd Clary

Marcellus nawet nie zareagował na ten odgłos, za co go podziwiam. Kiedyś straszliwie bał się najmniejszego hałasu, a teraz? Bomba mogła by wybuchnąć tuż koło niego, a on nic. Pewnie wydawałoby się, że jest głuchy, ale nie. Po prostu zachowuje się jak na lekach uspokajających. Wyjąłem strzałę, z pnia w który się wbiła. Grot był wykonany z metalu, acz reszta strzały z drewna, no może oprócz lotek. Zacząłem bawić się nią, obracać w palcach. Może i przed chwilą mignęła koło mnie strzała, ale znikło już ze mnie zdziwienie, a strach nawet nie raczył wpaść.
- Nieźle, ale ani ja, ani mój koń, a tym bardziej drzewo nie jesteśmy królikiem czy sarną - Mruknąłem, wreszcie spoglądając na nią. Uśmiechałem się do niej, choć lekko.

< Clara? Oczywiście że dokończę >

Od Amber Cd John'a

Uśmiechnęłam się. John miał dobre podejście do koni. Czy tak samo dobrze jeździ konno ?
- Może masz ochotę się przejechać ? - spytałam.
- No dobra - zgodził się. Poszliśmy do stajni i wyczyściliśmy konie.
- Jedziesz na oklep czy w siodle ? - spytałam.
- Na oklep. A ty ? - spytał.
- To żeby ci nie było smutno - zaśmiałam się - To też pojadę na oklep.
Po pięciu minutach już jechaliśmy spokojnym stępem przez drogę którą można dojechać do ośrodka. John siedział na swoim wielkim zimnokrwistym, a ja jechałam na Pegazie. Gdy zjechaliśmy na łąkę pokłusowaliśmy, a potem ja zagalopowałam, a John za mną. Chwyciłam za sprzączkę wodzy jedną ręką drugą kładąc na udzie. Ani się spostrzegłam, a oboje cwałowaliśmy.
( John ? )

Od Clary

Zwalniam konia,patrzę na Aidana,widzę że jego nos z niewiarygodna szybkością przeczesuj powietrze,wywęszył coś.Nagle pies zaczyna biec,a ja popędzam Soneę. Mijamy cudowne jezioro,któremu niestety nie mam czasu się przyjrzeć.Aid przyspiesza,robię to samo,w tym samym czasie naciągam łuk.Po dłuższym czasie w krzakach,przed sobą,spostrzegam jakiś ruch,namierzam w tamtą stronę i po chwili wystrzeliwuję strzałę,która zamiast w cel,trafia w pobliskie drzewo.Zza krzaków wychodzi jakiś facet,ma zdziwiona twarz i prowadzi za sobą konia.Chwyta za strzałę i wyciąga ją z pnia.

<John,proszę dokończ>

poniedziałek, 25 listopada 2013

Od John'a Cd Amber

- Poradzimy sobie - Odpowiedziałem pewnie i odszedłem. Nie chciałem by ta dziewczyna mi pomagała, przecież mam dwadzieścia sześć lat i umiem sobie radzić sam. Ach, te moje ego. Otworzyłem drzwi, by Marcellus mógł sobie swobodnie wyjść, co zrobił z chęcią. Spokojnie złapałem go za kantar i poprowadziłem do boksu. Był bardzo, bardzo łagodny i lekko otępiały, ale szedł grzecznie. Teraz jednak czekało mnie wyzwanie: Tornado.
- Jest jakiś koń na pastwisku? - Spytałem Amber, a ona pokręciła przecząco głową - A mogę go tam wypuścić?
- Jasne - Uśmiechnęła się. Ustawiłem przyczepę tak by koń mógł wyjść na pastwisko, ale nie mógł uciec.
- Radzę Ci się schować, mała - Zaśmiałem się i otworzyłem drzwiczki. Zawsze tak robiłem, gdyż tylko wtedy ten diabeł przybrany w skórę konia się uspokajał. Piękny, siwy arab wybiegł dumnie, acz szaleńczo z przyczepy. Na pastwisku, po jakiś trzech minutach się uspokoił
- Dziękuje Amber - Uśmiechnąłem się. Dziewczyna gdzieś poszła, a ja przeskakując płot wszedłem na pastwisko. Usiadłem tam sobie na trawie i obserwowałem konia, który nie zamierzał się "poddać". Niespokojnie chodził, a dopiero po godzinie zatrzymał się i chwilę odpoczął. Nie podchodził jednak do mnie, a ja sobie nic z tego nie robiłem.

Po jakiś trzech godzinach, Amber weszła na pastwisko.
- Ty nadal tutaj siedzisz? - Spytała zdziwiona.
- Tak. Już się uspokoił - Powiedziałem z uśmiechem, dumny z mojego Tornado. Grzecznie stał w oddali, skubiąc trawę. Jak to się stało? Samotność na niego, w przeciwieństwie do innych koni, dobrze działała. Uspokajał się wtedy. A przecież ja siedziałem niedaleko, ale traktował mnie jak powietrze. Wydawało by się że sobie myślał "Ten głupek sobie tam siedzi, i będzie tak siedział idiotycznie wyglądając. Ja se będę go ignorował".

< Amber? Takie nijakie, ale jest >

Od Amber Cd John'a

- Pomóc ci ich wyprowadzić ? - spytałam.
- Nie dzięki poradzę sobie - mruknął i zajął się opuszczaniem rampy.
- Czekaj, czekaj powiedziałeś, że jest ich dwóch ? - spytałam przerażona.
- Tak, to nie problem ?
- Nie. Skąd... - odparłam - Tylko przygotowałam jeden boks. Dobra zaraz przygotuje drugi.
Pognałam do stajni i zaczęłam dezynfekować jeden z boksów. Szybko nasypałam trociny i nalałam wody do wiadra. Gdy boks już był gotowy wyszłam ze stajni.
- Boks już gotowy - powiedziałam.
- Szybka jesteś - pochwalił John.
- Dzięki - uśmiechnęłam się - Czy któryś twój koń ma problem z aklimatyzacją ?
( John ? )

Od John'a

Tornado niecierpliwie czekał, by ujrzeć miejsce do którego tak się śpieszyliśmy, jednak przestraszony niezbyt dużą przestrzenią w przyczepie, wierzgał i kopał w metalowe ściany. Marcellus z kolei grzecznie czekał, nie jestem pewien czy nawet nie śpi. Poczułem na ręce mokre i zimne coś, co okazało się językiem Katy.
- Hej, mała prowadzę - Mruknąłem i pocałowałem suczkę w nos. Jakby zrozumiała ten gest, zajęła się czymś innym, a po chwili przeskoczyła do tyłu. Szybko dotarliśmy do Stajni Infinity, gdzie "właścicielka" zgodziła się bym trzymał moich dwóch ogierów. Ma szesnaście lat, więc nie wiem jak do niej mówić. Zaparkowałem przed budynkiem i wyszedłem z kimś pogadać. Nie przewidziałem jednak faktu, że Katy wyskoczy z samochodu, więc złapałem ją i zawiązałem na smyczy. Na przeciw mi, wyszła nastolatka, która chyba prowadziła tą stajnię wraz z dziadkiem i kimś tam jeszcze.
- Hmm... Dzień dobry - Powiedziałem do niej.
- Ty jesteś John?
- Tak. To jest moja suczka, Katy, w przyczepach są konie, dwa ogiery, Marcellus i Tornado

< Amber? >

Nowa członkini Clary !



Imię i nazwisko:Clary Magic
Płeć: kobieta
Wiek:18 lat
Urodziny:2 sierpnia
Charakter:tajemnicza,często zamyślona,jednak potrafi być miła,kocha konie,są dla niej całym życiem i jedyną rodziną.Nie lubi wspominać swojego dzieciństwa.Czasami wpada w szał,ale na ogół jest bardzo opanowana.
Wygląd:ma rude,proste włosy i piwne oczy
Hobby:jazda konna,łucznictwo(polowanie z lukiem),pisanie i czytanie.Czasami lubi sobie trochę pośpiewać i porysować,niestety rysowanie nie wychodzi jej najlepiej.
Koń:Sonea
Dyscyplina:woltyżerka,wyścigi
Chłopak/Dziewczyna:nie ma i sama nie wie czy chce mieć
Rodzina:nie żyje
Historia:Urodziła się daleko z tond,w wieku 3 lat została bez rodziny,trafiła do rodziny zastępczej,w której nie czuła się najlepiej.W raz z dorosłością,opuściła “rodziców”,aby zacząć spełniać swojej marzenia o zostaniu światowej sławy jeźdźcem.W wieku 17 lat,dostała konia,to jej jedyne miłe wspomnienie związane z rodzicami zastępczymi.
Przyjaciele:na razie nie ma
Zwierzak:Aidan
Nick:ginny112112 (na howrse)

Nowy członek Josh !


Imię i nazwisko: Josh Denton
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 26 lat
Urodziny: 13 Grudnia
Charakter: Niebieskooki, czarujący mężczyzna jest typowym samcem Alfa. Dominujący, często ostry i niemiły. Co prawda jest zabawny, ale często ukazuje to w najmniej odpowiednich momentach, ma skłonności do czarnego humoru. Do wszystkich odnosi się z wyższością, nie obchodzą go żadne zasady. Bardzo nerwowy i porywczy, kiedy jest wściekły wybucha jak bomba. Jest również nieprzewidywalny, często robi to, czego najmniej się po nim spodziewasz. Josh nienawidzi gdy ktoś zwraca się do niego bez szacunku. Nie jest on również ufny, szczególnie jeżeli chodzi o nieznajomych. Przy zwierzętach, głównie koniach, się zmienia. Jest delikatny, spokojny, opanowany i ukazuje swe prawdziwe emocje, które są głęboko ukryte przy ludziach.
Wygląd: Josh jest chudym, acz dobrze zbudowanym mężczyzną, średniego wzrostu (177 cm to dla niego za mało). Najbardziej wzrok przyciągają jego jasne, błękitne oczy, doskonale pasujące do czarnych włosów i jasnej skóry. Często go można widywać z kilkudniowym zarostem. Ubiera się głównie w luźne koszule, czarne i wygodne spodnie. Czasem zakłada jakąś kurtkę. Jeśli chodzi o jazdę konną, wcale nie ubiera się jak jakiś profesjonalista. Wystarczy mu czarna koszula na ramiączka, bądź szara bez rękawów i zwykłe spodnie. 
Hobby: Oczywiście jazda konna. Jednak Josh również bardzo lubi grać na gitarze.
Konie: Tornado i Marcellus
Dyscyplina: Wyścigi, western i skoki. Nie może się zdecydować. Jest znany jako Zaklinacz Koni, odkąd wyleczył Marcellus'a i wziął się za Tornado
Dziewczyna: Nie ma
Rodzina: Jest sierotą.
Historia: Josh urodził się "w siodle". Jego rodzice byli biedni, ale i tak dzielnie walczyli by utrzymać swe cztery konie. Chłopak już jako małe dziecko kochał zwierzęta i z chęcią pomagał przy koniach. Kiedy miał czternaście lat, zmarli jego rodzice w wypadku samochodowym. Chłopak musiał radzić sobie sam. Zupełnie. Jakoś dawał radę, choć młody. Jednak w wieku dwudziestu dwóch lat, kiedy jechał konno, skoczyła na nich puma. On i koń o imieniu Marcellus przeżyli, acz oboje byli w ciężkim stanie. Wydał wszystkie pieniądze na leczenie konia, sprzedał nawet rodzinną stajnię. Został tylko on i jego ukochany wierzchowiec. Zaczął jeździć do stajni Infinity
Przyjaciele: ---
Nick: pinto 19 <Howrse>
Inne zdjęcia:

No = )

Uff... Skończyłam co nie znaczy, że z waszą pomocą nie będę ulepszać tego bloga = ) Teraz czekam z niecierpliwością na nowych członków !

poniedziałek, 11 listopada 2013

UWAGA !!!

Dopiero zaczynam tworzyć tego bloga i nie wiem czy starczy mi czasu by prowadzić go. Mam nadzieję, że szybko zaczniecie dołączać i że na tym blogu nie zabraknie talentów pisarskich = )

Pozdrawiam = )